Afrykańska przygoda Azora
Pewnego dnia w niewielkim słonecznym miasteczku, gdzieś w dalekiej krainie wydarzyła się niezwykła historia. Pies o imieniu Azor dostał list. Obwąchał go, obejrzał z każdej strony. Dokładnie popatrzył na znaczek. List przybył z Afryki. Azor ostrożnie otworzył kopertę i przeczytał: Drogi Azorku, zapraszam Cię na moje urodziny. Oskar-Kot. Pies aż zaszczekał z radości. Postanowił szybko się spakować i jak najszybciej wyruszyć. Wiedział, że Afryka jest gdzieś daleko stąd.
Kiedy był już gotów, wziął małą walizeczkę w zęby i szybko pobiegł na lotnisko. Tam kupił bilet i wsiadł do samolotu. Podróż trwała bardzo długo, Azor zasnął. Śniło się mu, że znów są dziećmi i razem z Oskarem biegają po łąkach i gonią kolorowe motyle, bawią się w chowanego i berka. Nagle samolot zatrząsł się. Azor otworzył oczy. Samolot podchodził do lądowania. Pieskowi serce mocniej zabiło, cieszył się na spotkanie ze swoim rudowłosym przyjacielem. Niestety, na lotnisku nie czekał kot. Azor zaniepokoił się trochę. Postanowił sam odnaleźć drogę do domu przyjaciela. Wziął walizeczkę w zęby, podniósł swój puszysty ogonek i ruszył prosto przed siebie…
Okolica była piękna, ciekawie przyglądał się wielkim palmom, które do tej pory znał tylko z pocztówek od przyjaciela. Było bardzo gorąco, więc dla ochłody ciągle machał ogonem. Po pewnym czasie wszedł w dżunglę. Azor szedł, szedł, w końcu tak bardzo się zmęczył, że nie miał sił, by iść dalej. Usiadł i smutno zawył. Przecież wybrał się do przyjaciela a nie znał drogi, nikogo tu nie znał. Co on teraz zrobi? Może się zgubił w tej gęstej dżungli. Jak znajdzie właściwą drogę? Zamknął oczy i wyobraził sobie, że jest w swojej krainie wśród przyjaciół, na których pomoc może zawsze liczyć. Oni na pewno by mu pomogli. Z brązowych oczu Azora popłynęły duże łzy. Nagle nie wiadomo skąd pojawiły się zwinne małpki.
— Pomóżcie mi znaleźć drogę do mieszkania mojego przyjaciela kota — grzecznie poprosił pies.
— Hi, hi, hi — zaśmiały się małpy.
Złapały Azora za ogon i wciągnęły na drzewo. Azor drżał, bał się i myślał o najgorszym.
Tymczasem kot Oskar zaczął się niepokoić nieobecnością przyjaciela. Postanowił go poszukać. Poszedł na lotnisko i zaczął wypytywać o psa rasy labrador w kolorze biszkopta. Niestety, nikt nie umiał mu pomóc, bo kot wszystkie wyrazy mówił od końca. Zamiast wołać Azor, wołał Roza. Zdenerwowany zaczął wyobrażać sobie, jak bardzo musi cierpieć Azor, sam, z dala od przyjaciół, w obcym kraju. Zrezygnowany odwrócił się i ruszył przed siebie. Spuścił głowę i wtedy zobaczył ślady psich łap na piasku. Ruszył za nimi. Biegł, biegł, aż znalazł się w dżungli. Mały kot był przerażony, bał się, że zabłądzi albo, że pożre go jakiś dziki zwierz. Skulił się pod drzewem i westchnął:
— O gdyby był tu Azor, on na pewno wiedziałby, co zrobić. On zawsze miał wiele dobrych pomysłów.
Oskar wziął się w garść i ruszył przed siebie. Usłyszał pisk małp, pobiegł w tym kierunku. Spojrzał w górę i sierść mu się zjeżyła. Wysoko na drzewie wśród lian siedział przerażony Azor.
— Azor, przyjacielu nie martw się, ja ci pomogę! — krzyknął Oskar.
— Nie mogę, nie umiem skakać jak koty.
— Siedź spokojnie, już idę do ciebie.
Oskar wysunął pazury i powoli wdrapywał się na drzewo. Azor drżąc, mocno trzymał się liany. Wreszcie kot dotarł do psa. Obaj wpadli sobie w ramiona, uściskali się serdecznie. Oskar powolutku sprowadził przyjaciela na dół.
— Oskarze, tak bardzo się bałem. Myślałem, że zginę i już nigdy cię nie zobaczę.
— Narobiłeś mi strachu, ale wszystko dobrze się skończyło. Wracajmy do domu.
Przyjaciele razem szukali drogi powrotnej . już się nie bali, bo byli razem nie czuli się samotni. Biegnąc przez dżunglę, wspominali lata, kiedy razem mieszkali daleko stąd. Gdy dotarli do domu, czekały na nich inne zwierzęta. Wspólnie wystrojono pokój Oskara. Urodziny w domu rudego kota bardzo podobały się Azorowi, ale trzeba było już wracać do domu. Po zabawie Azor pożegnał się z przyjaciółmi i ruszył na lotnisko. Wiedział, że za kilka godzin będzie już w domu. Wspominał przeżytą przygodę w dżungli i urodziny przyjaciela.