Grześ pisze list do cioci

Napisane przez p. Andrzej Szaciłło.

Kochana Ciociu!

Postanowiłem napisać do Cioci parę słów. Kiedy ostatni raz widzieliśmy się ze sobą, miło nam się rozmawiało. Ciocia powiedziała wtedy, że jak będę miał jakiś problem, to mogę go właśnie Cioci powierzyć, i właśnie pojawił się problem, który chciałbym Cioci powierzyć. Nastało już prawie lato, ale to nie jest problem ani dla mnie, ani chyba dla Cioci. Martwi mnie coś innego. Nie wiem, czy Ciocia zauważyła, ale dorośli są trochę dziwni. Ostatnio prawie cała moja rodzina i grupa sąsiadów biegała po naszym podwórku prawie bez powodu. To znaczy, powód był, ale żeby aż tak biegać?
A wszystko zaczęło się nie wiadomo kiedy. Na nasze podwórko wpadł byk. Tatuś właśnie mył samochód, a pani sąsiadka wieszała pranie. My bawiliśmy się, pan Jurek kopał coś w ogródku, a pani Hela, wie Ciocia, ta pani, która mówiła mamie, że Ciocia nie pasuje do wujka, podlewa inspekty. I wtedy się zaczęło. Bo pan Antoni gonił byka od pastwiska. Był cały umorusany. Dopiero później nam opowiadał, że byk go ciągnął po drodze. Ale to później...
Jak byk zobaczył, że nasza brama jest otwarta, od razu wbiegł na podwórko, które graniczy z innymi podwórkami. Nie wiem dlaczego, ale nagle wszyscy dorośli zaczęli biegać. Mama przez okno krzyczała: „Zabierzcie dzieci”, a tata biegnąc w naszym kierunku, wołał: „Kto znowu nie zamknął bramy?” Ale tata nie dobiegł do nas, bo byk zagrodził mu drogę, a pani Hela, wie Ciocia, ta pani, co mówiła, że Ciocia nie pasuje do Wujka, otworzyła nam furtkę do swojego ogródka i tam byliśmy bezpieczni. Mama znów krzyczała: „Helka, nie wypuszczaj ich”. Mama chyba nie lubi pani Heli. A tatuś schował się za samochodem. I wtedy byk się zatrzymał. W oknach domów pojawili się ludzie. Pani sąsiadka, która wieszała pranie, siedziała na płocie. Wszyscy się później dziwili, jak ona tam się znalazła, ale ja bałem się o mojego tatę, który często mówi: „Ja to zawsze mam pecha”. I chyba ma rację tak mówiąc, bo przecież wszystkim udało się uciec, nawet sąsiadce wieszającej pranie, a naszemu tatusiowi nie. Tatuś schował się za samochodem. Chciał pobiec do nas, a byk jakby tylko na to czekał i ruszył za tatą, który biegnąc w naszą stronę prawą nogą wpadł do wiadra z wodą do mycia samochodu i z tym wiadrem biegł bardzo szybko. Wyglądał trochę dziwnie, mając wiadro zamiast buta. Ale jeszcze dziwniejszy był skok wykonany przez tatę. Pan Jurek mówił później, że taki skok nazywa się „tygrysi”. Zresztą też go wykonał, bo kiedy nasz tatuś znalazł się w bezpiecznym miejscu, pan Jurek wybiegł z jakąś szmatą na podwórko. Na chwilę zatrzymał się. Wyglądał jak torreador. Ale byk nagle ruszył i pan Jurek, o którym pani Hela mówi, że był kiedyś „aparatczykiem” (czy to człowiek, który reperuje aparaty?), wykonując podobny skok jak tatuś, wylądował w naszych burakach.
Potem pan Antoni, który wrócił z dwoma synami, wbiegł na podwórko i krzyczał: „Ludzie, odsuńta się”. Krzyczał chyba niepotrzebnie, bo byk stał samotnie koło płotu ogradzającego nasze buraki i wszyscy ludzie dawno już się odsunęli. Pani Hela też zaczęła krzyczeć, ale na pana Antoniego, a pan Antoni odpowiedział pani Heli, że ona jak zwykle przesadza. Pani Hela znów zaczęła coś krzyczeć, ale pan Antoni nie miał już czasu jej odpowiedzieć, ponieważ byk ruszył w jego stronę. Pan Antoni pobiegł w kierunku pastwiska. Byk za nim, a za bykiem synowie pana Antoniego. Podobno złapali potem byka. Pani Hela mówiła, że pan Antoni zawsze coś wymodzi. Nie wiem, co przygoda z bykiem ma wspólnego z modą? My dzieci, długo jeszcze opowiadałyśmy sobie tę historię z bykiem. No i niech Ciocia powie, czy dorośli nie są dziwni? Tyle biegania. Tyle krzyku. A przecież, gdyby nie ten byk, to ja bym nie wiedział, że mój tatuś i pan Jurek tak skaczą. Na tym kończę, Kochana Ciociu, całuję i pozdrawiam.

 
Twój Grześ

Drukuj