Jonatan

Szkoła, w której pracuję, jest niezwykłym miejscem. Wykonujące zawód nauczyciela, czynię wiele ciekawych obserwacji. Dzieci tak szybko zmieniają się, rosną. A niektóre z nich są takie śmieszne. Oto dwa miesiące temu spotkałem małego, sześcioletniego chłopczyka. Wydał mi się trochę inny niż jego rówieśnicy. Odkryłem ten fakt, przeprowadzając z nim kilka przypadkowych rozmów.

ROZMOWA PIERWSZA
Podjechałem moim toczydełkiem nazywanym powszechnie maluchem na szkolny parking. Tuż koło miejsca, na którym zwykle parkuję, stał nieduży chłopczyk. Przyglądał się ciekawie, kiedy żegnałem się ze swoją żoną. Po chwili nieoczekiwanie zagadnął mnie:
— Przyjechałeś?
Pochłonięty zamykaniem drzwi zastanawiałem się przez ułamek sekundy, do kogo może być skierowane to pytanie. Miałem wrażenie, że zaadresowane było ono jednak do mnie. Przez moment pomyślałem o Małym Księciu. Czyżby znów wylądował na naszej planecie, porzucając swoją Różę?
— Tak, przyjechałem... — odpowiedziałem rozbawiony.
— A kto to był? — zapytał malec, wskazując oddalającą się szybkim krokiem moją małżonkę.
— „Ta pani zamyślona, z kwiatami — to moja żona” — wyrecytowałem za Panem Gałczyńskim.
— Jakimi kwiatami? Ta pani sprzedaje kwiaty? — zaciekawił się chłopczyk, a ja pożałowałem, że niepotrzebnie skomplikowałem odpowiedź. Ponieważ mały wyraźnie oczekiwał wyjaśnienia, cierpliwie zacząłem tłumaczyć:
— Ta pani jest moją żoną.
— To ty masz żonę? — spytał nieco zaskoczony mój rozmówca.
— Tak, mam... — odpowiedziałem, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego ten fakt zdawał się tak zaskakiwać małego przybysza, który przyglądał mi się coraz bardziej ciekawie, zadzierając wysoko główkę.
— A ja mam siostrę. Jest jeszcze taka mała... — zwierzył się człowieczek przypominający Małego Księcia.
Wyobraziłem sobie tego śmiesznego malca stojącego przy łóżeczku swojej malutkiej siostry. Rozejrzałem się i zauważyłem, że wokół nas zrobiło się pusto. W tej samej chwili zabrzmiał szkolny dzwonek jakoś weselej niż zwykle. Mały nie zareagował, a ja zapytałem:
— A gdzie ty w ogóle zmierzasz?
— Ja niczego nie mierzę.
— Dokąd idziesz? — poprawiłem się.
— A do zerówki — rezolutnie odrzekł chłopczyk.
— Myślę w takim razie, że powinieneś już pójść. Właśnie był dzwonek. Na pewno twoja pani czeka na ciebie — powiedziałem tonem łagodnej perswazji. Poskutkowało. Chłopczyk kiwnął mi rączką na pożegnanie.
— Trzymaj się — odpowiedziałem na jego gest.
— Cześć! — krzyknął mały z daleka. Przez chwilę przyglądałem się, jak znika w otwartych drzwiach budynku.

ROZMOWA DRUGA
Jakież było moje zdumienie, kiedy następnego dnia ponownie spotkałem malca w tym samym miejscu. Wysiadając z samochodu, usłyszałem wesołe pozdrowienie.
— Cześć!
— Jak się masz? — odpowiedziałem równie wesoło i natychmiast usłyszałem odpowiedź i pytanie:
— Dobrze. Przyjechałeś?
— Ano, przyjechałem.
Chłopczyk uśmiechnął się. W tym samym czasie grupka dzieci zmierzająca do szkoły powiedziała mi „dzień dobry”. Odpowiadając zagadnąłem Małego Księcia:
— A ty pewno idziesz do zerówki?
— Malec nic od razu mi odpowiedział, ponieważ kolejne dzieci pozdrowiły mnie pogodnym „dzień dobry”. Miałem wrażenie, że chłopiec nad czymś się zastanawia.
— Powiedz mi, jak ty masz na imię?
— Jonatan — odpowiedział mały, a ja pomyślałem sobie, że jednak chyba nie mam do czynienia z Małym Księciem. W tej samej chwili rosły ósmoklasista ukłonił mi się grzecznie.
— To ciebie wszyscy tu znają? — zdumiał się chłopczyk.
—Tak, bo jestem dyrektorem tej szkoły — odpowiedziałem, żałując nieco tej niepotrzebnej chyba dekonspiracji, ponieważ mój rozmówca, pociągając lekko noskiem, nagle zmienił ton i powiedział:
— Ładnie pan pachnie.
— Dziękuję — odrzekłem, z trudem hamując wybuch wesołości.
— Proszę — odpowiedział bardzo poważnie mały komplemenciarz. — Ja już muszę iść.
— No to trzymaj się — zawołałem za odbiegającym chłopczykiem.

ROZMOWA TRZECIA
Jakiś czas nie widziałem Jonatana, ale któregoś dnia spotkałem go na korytarzu. Chłopiec szedł obok swojej pani, która mocno trzymała go za rękę.
— Cześć Jonatan — zagadnąłem wesoło, lecz mały nie miał chyba zbyt dobrego dnia. Okazało się, że uciekł pani wychowawczyni. Wcześniej podrapał jej dłoń.
— Panie dyrektorze — skarżyła się nauczycielka — to taki niegrzeczny chłopczyk. Nigdy nie wiadomo, co mu przyjdzie do głowy. Cała grupa nie sprawia tylu kłopotów co on. Przed chwilą uciekł na ulicę!
Patrzyłem na domniemanego Małego Księcia nieco zaskoczony. Stał obok nas ze spuszczoną główką i mocno zaciśniętymi piąstkami.

ROZMOWA CZWARTA
Posadziliśmy z dziećmi przed szkołą modrzewie. Pewnego dnia poprosiłem ósmoklasistów, żeby podlali trochę niedawno zasadzone drzewka. Chłopcy po wykonanej pracy poszli na lekcje. Już miałem wyjść z budynku, żeby sprawdzić, czy wszystkie drzewka dobrze podlano, kiedy na korytarzu pojawił się Jonatan. Miał zafrapowaną minkę i duży tornister na plecach.
— Kogo szukasz, mój mały? — zapytałem.
— Takich chłopców... — usłyszałem odpowiedź.
— Ale mój drogi, jest już dziesięć minut po dzwonku. Pani znów będzie ciebie szukała.
I rzeczywiście. Ledwo wyrzekłem te słowa, na korytarz wbiegła nauczycielka z rozwianymi, jasnymi włosami.
— Jonatan... — zawołała z daleka.
Ach te chłopaczyska z ósmej klasy. Tak szybko zapomnieli, jak byli mali i przychodzili do mnie prosząc, abym bronił ich przed starszymi chłopcami. Co się okazało? Wyznaczeni do podlewania uczniowie zauważyli błąkającego się po podwórku malca. Obiecali mu lody za podlewanie drzewek. Mały Książę dał się nabrać. Zmoczył spodnie i buty. Odszukaliśmy jednak żartownisiów i honorowo uregulowali wobec Jonatana dług.

ROZMOWA PIĄTA
Nie doszło do kolejnej rozmowy, ponieważ dawno malca nie widziałem. Ciekaw jestem, co u niego słychać? Czy poprawił swoje zachowanie? A może jest chory? Niebawem będę się musiał o tym przekonać. A swoją drogą, dlaczego ten chłopczyk zwrócił moją uwagę? Muszę przyjrzeć mu się uważniej, żeby rozpoznać jego konotacje z Małym Księciem.

Drukuj E-mail